Nie święci garnki lepią

Odcinek towarzyszy wystawie czasowej „Prosto z pieca. Wiejska ceramika”, dostępnej w terminie 18 maja (Noc Muzeów) – 11 sierpnia 2024. Opowiada Ewa Tomaszewska, kuratorka wystawy.

Transkrypcja odcinka:

Nie święci garnki lepią – to znane przysłowie przypomina, że nie trzeba być wyjątkową osobą, aby coś zrobić. A jednak tradycyjne rzemiosło garncarskie nie było łatwe i z pewnością wymagało wielu umiejętności. Jeśli jesteście zainteresowani jak przebiegała niegdyś praca przy wykonywaniu glinianych naczyń zapraszam do słuchania.

Garncarstwo to jedno z najstarszych rzemiosł. Jego historia sięga paleolitu. Odkryto wówczas szczególne właściwości gliny – ilastej skały osadowej pozwalającej na tworzenie dowolnych kształtów. Glina ma w kulturze szczególne znaczenie. Zgodnie z tradycyjną wizją świata wierzono, że to właśnie z gliny Bóg ulepił pierwszych ludzi i tchnął w nich życie. To materiał wykorzystywany na wiele sposobów, podstawowy surowiec do wyrobu ceramiki. Dla ludzi ten wynalazek miał ogromne znaczenie, m. in. pozwalał na tworzenie naczyń, umożliwiając gotowanie i przyrządzanie strawy na ogniu. Początkowo naczynia lepiono ręcznie. Na podniesienie jakości wyrobów i specjalizację rzemiosła wpłynęło wynalezienie koła garncarskiego, które z czasem ulepszano. Duże znaczenie miało pojawienie się koła dwutarczowego wprawianego w ruch za pomocą nóg, które umożliwiało toczenie naczynia z jednej bryły. Kolejną nowinką było szybkoobrotowe koło z wirującą osią.

Rzemiosło to upowszechniło się w średniowieczu, rozwijało się przede wszystkim w miastach, gdzie funkcjonowała organizacja cechowa i docierały nowinki techniczne. Na wsiach garnki lepiono samodzielnie lub nabywano w mieście. Warsztaty zaczęły tam powstawać w XV wieku wraz z rozwojem gospodarki folwarcznej i z czasem zaczęły konkurować z produkcją miejską. Tradycyjne garncarstwo zaczęło zanikać już w XIX wieku, gdy w gospodarstwach domowych rozpowszechniły się wyroby żeliwne, emaliowane oraz fajans i kamionka produkcji fabrycznej.

Garncarstwo to rzemiosło trudne i wymagające. Wytwarzanie naczyń glinianych przebiegało w kilku etapach.

Pierwszy z nich to przygotowanie gliny.

Wykopaną glinę garncarz transportował wozem i pozostawiał na powietrzu w specjalnym dole w pobliżu warsztatu. Duże bryły gliny strugał sierpem lub ośnikiem, aby usunąć wszelkie zanieczyszczenia. Oczyszczoną glinę ubijał i wyrabiał jak ciasto. Gdy była miękka i plastyczna dzielił ją na wałki, a następnie na mniejsze części. Ich wielkość musiała być odpowiednia do wyrobu danego naczynia.

Kluczowy etap to toczenie na kole garncarskim.

Jest ono najważniejszym elementem warsztatu garncarskiego. Koło garncarskie składa się z dwóch drewnianych tarcz połączonych pionową osią, która z kolei łączy się z ławą, na której siadał rzemieślnik. Przygotowaną glinę rzucał na górną tarczę, czyli tzw. „kółko”. Garncarz wprawiał w ruch dolne koło bosymi nogami. Mógł zdecydować o szybkości obrotów. Zwilżając ręce w wodzie nadawał powstającemu naczyniu pożądany kształt. Wyciągał glinę w górę, kciukami tworzył zagłębienie, formował podstawowe części, czyli brzusiec, szyjkę i wylew naczynia. Na końcu gładził powierzchnię czerepu drewnianym nożykiem i nadawał kształt krawędziom. Ukończone naczynie odcinał za pomocą drutu z uchwytami. W dalszej kolejności przyklejał ucha kształtowane z glinianej taśmy. Następnie wyroby schły na specjalnych półkach przez kilka dni lub tygodni.

Opcjonalnie stosowano różnego rodzaju zdobienia

Do technik zdobniczych należą: wygładzanie powierzchni, czyli szlifowanie, ryt, odciskanie wzoru stempelkami, nalepianie dekoracji, a także malowanie wzorów na czerepie. Niekiedy naczynia z żelazistej gliny polewano zawiesiną z jasnej glinki, tzw. pobiałką, lub malowano nią wzory, np. linie proste lub faliste wokół naczynia. Glazurowanie to technika nadająca naczyniom szklistą powierzchnię. Wypalone przedmioty pokrywano glejtą na bazie tlenku ołowiu z dodatkiem innych metali, które topiły się podczas powtórnego wypału dając kolor i połysk. W zdobnictwie wykorzystywano motywy geometryczne i roślinne. Dekoracje rozmieszczano w ścisłym związku z formą naczynia.

O jakości naczyń decydował dobry wypał.

Występowały piece garncarskie o zróżnicowanej konstrukcji, zwykle w formie kopulastych budowli z cegły łączonej gliną, z paleniskami przy podstawie. W komorze ogniowej ustawiano ciasno garnki do wypału. Dym uchodził przez otwór w sklepieniu. Wypał zajmował ponad 8 godzin. Garncarz kontrolował go zaglądając przez czeluści i obserwując kolor naczyń. Po pierwszym wypale uzyskiwano naczynia w naturalnym kolorze wypalonej gliny, czyli tzw. biskwitowe czy zgrzebne. W przypadku naczyń „siwych”, o czarnym czy szarym zabarwieniu, w końcowej fazie uszczelniano piec, odcinano dopływ powietrza, a zachodząca reakcja chemiczna powodowała ciemnienie gliny. Z wyjęciem naczyń czekano dobę, aż piec wystygnie.

W celu zabezpieczenia i wzmocnienia większych naczyń stosowano drutowanie.

Polegało ono na oplataniu czerepu blaszanymi obręczami i drucianą siatką. Dzięki takiemu zabiegowi naczynia miały dłuższą trwałość. Zajmowali się tym wędrowni druciarze.

Zawód garncarza zwykle był dziedziczony. Garncarscy synowie od najmłodszych lat uczestniczyli w procesie wytwarzania ceramiki, gdyż w pracy pomagała najczęściej cała rodzina. Zasady szkolenia, zdobywania tytułów czeladnika czy mistrza i sposób funkcjonowania warsztatów określały statuty cechowe. Wiejskie warsztaty często działały poza organizacją cechową. Zorganizowanie zbytu było tu wyzwaniem. Zwykle udawano się z towarem do ośrodków targowych. Ponoszono koszty transportu i jego ryzyko. Towar odbierali też kupcy żydowscy lub sprzedawany był w handlu wymiennym, za tyle zboża, ile zmieściło się do garnka.

To trudne i pracochłonne rzemiosło nie było dochodowe. Wiejscy garncarze często łączyli swe zajęcie z pracą na roli, co nie pozwalało im w pełni rozwinąć produkcji. Trwali przy zawodzie siłą nawyku lub ze względu na zamiłowanie do tworzenia glinianych naczyń, które z pewnością dawało satysfakcję.

W czasie wypalania garncarze nie pozwalali nikomu zbliżyć się do pieca. Mawiali, że: „Uroczy i nie wydarzą się garnki” czyli niepowołany gość może rzucić urok poprzez złe spojrzenie, który sprawi, że wypał się nie uda.

Patronem garncarzy był św. Wawrzyniec, który miał bronić ich od złych mocy i nieszczęść.

Choć tradycyjne garncarstwo zanikło, wciąż chętnie otaczamy się naczyniami ceramicznymi, które wydają się niezastąpione. Współcześnie można zauważyć, że powraca moda na wyroby rękodzielnicze, o indywidualnym charakterze. Powstają pracownie ceramiki, gdzie można nie tylko nabyć wyjątkowe przedmioty, ale również wziąć udział w warsztatach i własnoręcznie je wykonać i samemu przekonać się czy nie święci garnki lepią. Do czego zachęcam. A inspiracji można szukać w Muzeum Okręgowym w Lesznie, na naszych wystawach i w najnowszym katalogu pod tytułem „Z pieca i miśnika. Ceramika ze zbiorów etnograficznych Muzeum Okręgowego w Lesznie”.

Dostępnosć